Nienawidzę zimna, deszcz doprowadza mnie do depresji, a brak słońca to jakieś przekleństwo. Dlatego właśnie na tą słynną Islandię średnio mnie ciągnęło - zimą uciekłam do gorącej Azji i ciepłego Maroka, więc kwietniowa wyprawa do krainy lodu była do mnie niepodobna. Tak jak się spodziewałam, codziennie odmrażałam sobie stopy, uszy, cztery litery i dłonie, ale.. było warto! Mimo, że za żadne skarby nie chciałabym tam zamieszkać, to chyba żadne miejsce nie pokazało mi jak mała jestem i jak surowa potrafi być Mamusia Natura. Bo ja chyba byłam na innej planecie. Dzisiaj opowiem Wam o miejscach, które najbardziej utrwaliły się w mojej pamięci!
Islandia to kraj wodospadów. Są wszędzie i wszystkie zachwycają! Jest jednak jeden, który najbardziej skradł moje serce. Jest nim Skógafoss znajdujący się w okolicy tego wrednego wulkanu, który w 2010 roku popsuł plany Obamy i sparaliżował ruch lotniczy.
Czemu akurat Skógafoss? Bo można było się na niego wspiąć! A potem z góry obserwować jak z 60 metrów ogromne ilości wody spadają z hukiem i odpływają dalej rzeką Skóga. Wtedy chyba po raz pierwszy wzruszyłam się na tej wyprawie. :)
Wspominałam już, że spaliśmy w temperaturze 1 st. C w namiotach? A mówiłam, że na dziko? A dziko = kompletny brak prysznica. Stacje benzynowe często bywały jedyną imitacją kąpieli, dlatego kiedy mogłam cała zanurzyć się w ciepłej wodzie to czułam się jak w pięciogwiazdkowym SPA! SPA pełnym glonów i innych ludzi, z którymi tworzyliśmy ludzki rosół. Ale co z tego! Luksus! Kąpiemy się! KĄPIEMY!
Basen, w którym mogłam wziąć pierwszą kąpiel na wyprawie istnieje od 1923 roku i jest oficjalnie obiektem zamkniętym. Dlatego też można korzystać z niego za darmo, a czyści go kilka razy w roku grupa wolontariuszy. Obok znajduje się także przebieralnia, więc tak jak wspominałam - jest luksus! :D
Aby dostać się tam, trzeba wybrać się na 20 minutowy spacer przeuroczą doliną. I już sam spacer był niesamowity - otoczeni wokół górskimi ścianami przeprawialiśmy się po kamieniach przez malutkie rzeczki i obserwowaliśmy wszechobecne małe wodospadziki. Czułam się pośrodku tego wszystkiego tak niesamowicie mała! Lubię to uczucie.
Słowo, które kojarzy mi się z tym miejscem to... wolność! Poczułam się tam tak wolna! Tego przedostatniego dnia tak dzikiej i tak niewygodnej wyprawy, zbiegłam sobie tam na czarną plażę z widokiem na dalekie góry i różowo-niebieskie niebo. Fale były dziwnie spokojne, wokół nie było praktycznie nikogo, a na każdy mój krzyk odpowiadało echo. Było tam tak surowo i spokojnie zarazem...
Za mało jesz. Źle jesz. Za dużo kawy. Za bardzo skupiasz się na swojej pasji. Za mało masz pasji. Za mało się uczysz. Za dużo czytasz o pierdołach. Za dużo podróżujesz. Źle podróżujesz. Za dużo wydajesz pieniędzy. Za bardzo sobie odmawiasz. Za mało robisz. O, to ci wyszło. Ale inni zrobili to jeszcze lepiej! Inni robią więcej.
Wszystkie te myśli w tym miejscu jakby nagle zniknęły. Poczułam wewnętrzny spokój, poczułam że chcę zwolnić, że nie chce mi się wiecznie czegoś udowadniać, że nie chcę wiecznie czegoś ulepszać... Jest dobrze! Chcę żyć! Tak jak wtedy na Islandii pozbawiona dostępu do rzeczy, do których byłam tak przyzwyczajona. Chcę tak intensywnie doświadczać, obserwować i korzystać z tego, co daje mi to śmieszne życie. Milion refleksji i wszechogarniające uczucie szczęścia. Vatnsnes coś w sobie miało.
No! Ale koniec tego biadolenia. Pojechałam tam zobaczyć foki i... skubanych tam nie było! Smutek.
Co to było za miejsce! Ziemia była pomarańczowa, w ziemi były dziury, a w tych dziurach bulgotało gęste błoto. Wszystko wokół gotowało się, syczało i dudniło, dym wydobywał się z każdej najmniejszej szczeliny, a wrażenia potęgowała intensywna woń siarki (=odór zgniłych jaj, coś strasznego!). Mamusiu Naturo, czy to Ty? To dalej Ziemia, czy to już Mars? Gdzie. Ja. Jestem.
Warto wejść też na znajdujący się obok wulkan Krafla i popatrzeć na wulkaniczną okolicę ze szczytu wulkanicznego krateru. I zrobić sobie dookoła niego spacerek. Spacerek po kraterze!
A Wy? Byliście na Islandii? Planujecie się tam wybrać?
Miłego i spokojnego weekendu! :)
5 | Wodospad Skógafoss
Islandia to kraj wodospadów. Są wszędzie i wszystkie zachwycają! Jest jednak jeden, który najbardziej skradł moje serce. Jest nim Skógafoss znajdujący się w okolicy tego wrednego wulkanu, który w 2010 roku popsuł plany Obamy i sparaliżował ruch lotniczy.
Czemu akurat Skógafoss? Bo można było się na niego wspiąć! A potem z góry obserwować jak z 60 metrów ogromne ilości wody spadają z hukiem i odpływają dalej rzeką Skóga. Wtedy chyba po raz pierwszy wzruszyłam się na tej wyprawie. :)
4 | Opuszczony basen Seljavallalaug
Wspominałam już, że spaliśmy w temperaturze 1 st. C w namiotach? A mówiłam, że na dziko? A dziko = kompletny brak prysznica. Stacje benzynowe często bywały jedyną imitacją kąpieli, dlatego kiedy mogłam cała zanurzyć się w ciepłej wodzie to czułam się jak w pięciogwiazdkowym SPA! SPA pełnym glonów i innych ludzi, z którymi tworzyliśmy ludzki rosół. Ale co z tego! Luksus! Kąpiemy się! KĄPIEMY!
Basen, w którym mogłam wziąć pierwszą kąpiel na wyprawie istnieje od 1923 roku i jest oficjalnie obiektem zamkniętym. Dlatego też można korzystać z niego za darmo, a czyści go kilka razy w roku grupa wolontariuszy. Obok znajduje się także przebieralnia, więc tak jak wspominałam - jest luksus! :D
Aby dostać się tam, trzeba wybrać się na 20 minutowy spacer przeuroczą doliną. I już sam spacer był niesamowity - otoczeni wokół górskimi ścianami przeprawialiśmy się po kamieniach przez malutkie rzeczki i obserwowaliśmy wszechobecne małe wodospadziki. Czułam się pośrodku tego wszystkiego tak niesamowicie mała! Lubię to uczucie.
3 | Półwysep Vatnsnes
Słowo, które kojarzy mi się z tym miejscem to... wolność! Poczułam się tam tak wolna! Tego przedostatniego dnia tak dzikiej i tak niewygodnej wyprawy, zbiegłam sobie tam na czarną plażę z widokiem na dalekie góry i różowo-niebieskie niebo. Fale były dziwnie spokojne, wokół nie było praktycznie nikogo, a na każdy mój krzyk odpowiadało echo. Było tam tak surowo i spokojnie zarazem...
Za mało jesz. Źle jesz. Za dużo kawy. Za bardzo skupiasz się na swojej pasji. Za mało masz pasji. Za mało się uczysz. Za dużo czytasz o pierdołach. Za dużo podróżujesz. Źle podróżujesz. Za dużo wydajesz pieniędzy. Za bardzo sobie odmawiasz. Za mało robisz. O, to ci wyszło. Ale inni zrobili to jeszcze lepiej! Inni robią więcej.
Wszystkie te myśli w tym miejscu jakby nagle zniknęły. Poczułam wewnętrzny spokój, poczułam że chcę zwolnić, że nie chce mi się wiecznie czegoś udowadniać, że nie chcę wiecznie czegoś ulepszać... Jest dobrze! Chcę żyć! Tak jak wtedy na Islandii pozbawiona dostępu do rzeczy, do których byłam tak przyzwyczajona. Chcę tak intensywnie doświadczać, obserwować i korzystać z tego, co daje mi to śmieszne życie. Milion refleksji i wszechogarniające uczucie szczęścia. Vatnsnes coś w sobie miało.
No! Ale koniec tego biadolenia. Pojechałam tam zobaczyć foki i... skubanych tam nie było! Smutek.
2 | Wschodnie fiordy i randomowa ciepła wanna
Trzeciego dnia wyprawy czekało nas pokonanie ponad 300 kilometrów - cały dzień w aucie. A że roadtripy uwielbiam, to rozsiadłam się wygodnie na tylnym siedzeniu i zaczęłam wchłaniać widoki. I podobnie jak w mojej ukochanej Norwegii, nie umiałam się odlepić od szyby! Czym dalej jechaliśmy, tym mniej aut mijaliśmy i robiło się coraz bardziej pusto. Klify, góry, wodospady, pustka. Krajobraz zmieniał się kilkukrotnie.
No i przypadkiem wykąpaliśmy się w wannie pośrodku niczego. Nie planowaliśmy tego - znajomy po prostu znalazł informację, że coś fajnego czyha na nas przy drodze i zatrzymaliśmy się. Why not. A za malutką górką czekała na nas niewielka wanna z gorącą wodą oraz widokiem na fiordy i ocean. Najciekawsza kąpiel w życiu! Bez wątpliwości. Tylko spójrzcie!
Ponadto, ugotowaliśmy tam nie tylko siebie samych (woda była półwrzątkiem przyprawiającym o zawroty głowy), ale też fasolki w sosie pomidorowym Heinz!
No i przypadkiem wykąpaliśmy się w wannie pośrodku niczego. Nie planowaliśmy tego - znajomy po prostu znalazł informację, że coś fajnego czyha na nas przy drodze i zatrzymaliśmy się. Why not. A za malutką górką czekała na nas niewielka wanna z gorącą wodą oraz widokiem na fiordy i ocean. Najciekawsza kąpiel w życiu! Bez wątpliwości. Tylko spójrzcie!
Ponadto, ugotowaliśmy tam nie tylko siebie samych (woda była półwrzątkiem przyprawiającym o zawroty głowy), ale też fasolki w sosie pomidorowym Heinz!
1 | Obszary geotermalne Hverir aka Mars na Ziemi
Co to było za miejsce! Ziemia była pomarańczowa, w ziemi były dziury, a w tych dziurach bulgotało gęste błoto. Wszystko wokół gotowało się, syczało i dudniło, dym wydobywał się z każdej najmniejszej szczeliny, a wrażenia potęgowała intensywna woń siarki (=odór zgniłych jaj, coś strasznego!). Mamusiu Naturo, czy to Ty? To dalej Ziemia, czy to już Mars? Gdzie. Ja. Jestem.
Warto wejść też na znajdujący się obok wulkan Krafla i popatrzeć na wulkaniczną okolicę ze szczytu wulkanicznego krateru. I zrobić sobie dookoła niego spacerek. Spacerek po kraterze!
Wszystkie te miejsca znajdziecie na mapie poniżej ↓
Po więcej zdjęć zapraszam na mojego Instagrama! Polecam wejść w zapisane stories - tam dzień po dniu relacja z mojego małego islandzkiego survivalu.
A Wy? Byliście na Islandii? Planujecie się tam wybrać?
Miłego i spokojnego weekendu! :)