Podsumowanie czerwca i lipca - czyli gdzie byłam, jak mnie nie było?
środa, sierpnia 02, 2017Halo, halo, czy ktoś jeszcze tu jest? :D
Nie bylo mnie ponad miesiąc, ale w czerwcu było to spowodowane zostawioną na ostatnią chwilę sesją, a lipiec całkowicie zdominowały podróże. Łącznie w domu byłam w ubiegłym miesiącu... 8 dni! Dzisiaj pokrótce chciałabym opowiedzieć, co się przez ostatnie dwa miesiące wydarzyło.
Czerwiec
Czerwiec upłynął całkiem spokojnie, bo w powietrzu wisiała sesja. Każdy egzamin zdany i to o dziwo na 4, 4.5 i 5. Nieźle, jak na osobę, która nie była na żadnym wykładzie przez cały semestr. Naprawdę, nie wiem czy mogłam bardziej olać swoje studia, niż robiłam to przez ostatnie kilka miesięcy. No cóż - priorytety!Bałkany!
Kiedy męki związane z obowiązkami służbowymi i uczelnianymi się skończyły przyszedł czas na to, co kocham najbardziej! 26 czerwca wyruszyłam wraz ze swoimi ulubionymi blogerami i trzynastoma nieznajomymi na prawie trzytygodniowego Balkan Roadtripa. 12 krajów, 18 dni, 16 osób, 2 auta (w tym jedno od połowy trasy półsprawne) i ponad 5500 kilometrów. A to wszystko przepełnione milionem wspomnień, masą stresu i potu oraz wieloma litrami wina i lokalnego piwa. Wyjazd był naprawdę niesamowity - cała relacja jest już napisana i aktualnie pracuję nad zdjęciami, więc wszystko pojawi się na blogu już niedługo :)Miło było wrócić do spania w łóżku i mycia włosów pod prysznicem zamiast w umywalkach na stacjach benzynowych, ale... od razu zaczęło brakować mi tego uczucia bycia w drodze.
... i dalej w drodze
Dlatego też 3 dni później wróciłam na trasę i spędziłam tydzień zwiedzając wschód Polski. Pierwszy raz odwiedziłam Lublin, wpadłam do domu Jana Kochanowskiego, pospacerowałam po Kazimierzu Dolnym i objadłam się pierogami. Zobaczyłam Unię lubelską Matejki, usiadłam na słynnym czarnoleskim kamieniu i zjadłam kazimierskiego koguta. Wszystko zalałam hektolitrami mrożonej kawy i doprawiłam wieczornymi spacerami Nordic walking w Firleju. Chillout i podróże, polecam.Norweskie plany na wrzesień
Wieczorami na lubelszczyźnie siedziałam i relaksowałam się z laptopem, aż pewnego pięknego razu wpadłam na pomysł aplikowania na Workaway do Norwegii. Bardzo chciałam wyjechać tam na 2 miesiące stricte zarobkowo, jednak nie udało mi się zdobyć tam pracy. Mimo to, kiedy zauważyłam, że mam cały sierpień i wrzesień wolny to musiałam coś z tym począć. Przy okazji, szukałam jakiegoś sposobu na poćwiczenie norweskiego, a wyjazd do Norwegii jest na to chyba najlepszym sposobem.Znalazłam idealnego dla siebie hosta, w idealnej lokalizacji, napisałam maila i tak się składa, że... za trzy tygodnie lecę na miesiąc do Stavanger pomagać w nowopowstałym hostelu pewnego sympatycznego Christiana! Wszystko w ramach programu Workaway, o którym więcej napiszę, gdy będę miała już jakieś konkretne doświadczenie w tym zakresie. W skrócie: w zamian za pomoc w wymiarze 2-3h dziennie przez 5 dni w tygodniu, host gwarantuje ci lokum i wyżywienie. Bilet lotniczy kupiłam w dodatku za 39 zł - pięknie! Wspomnę jeszcze, że obok Stavanger, gdzie się wybieram znajduje się Preikestolen i Kjeragbolten - jedne z najsłynniejszych norweskich atrakcji, a zarazem jedne z moich największych marzeń podróżniczych. (jeśli nie wiecie co to, to zagooglujcie koniecznie!)
Audioriver 2017 za darmo
Po powrocie ze wschodu Polski nie zabawiłam w domu na długo, bo już kilka dni później wyruszyłam na swój pierwszy w życiu Audioriver. Miałam też wielkie szczęście, bo w konkursie organizowanym przez National Geographic udało mi się wygrać karnet na festiwal. Nieźle, co?
Najlepsze na sam koniec
Po powrocie z Audio postanowiłam to zrobić. Poczynić milowy krok do spełnienia podróżniczego marzenia nr 1. W wyniku tej decyzji równo za 150 dni wyruszę po raz pierwszy poza Europę, a Sylwestra spędzę w chmurach, gdzieś nad Rosją, po 23 godzinach przesiadki w Helsinkach, w samolocie Finnair relacji... Helsinki - Bangkok!!!Tak!!! Robię to! Spełniam swoje największe marzenie i lecę na trzy tygodnie do Azji Południowo-Wschodniej. Oprócz Tajlandii napewno zahaczę o Kambodżę i Malezję, a może nawet i Laos. Nawet nie wiecie, jak trzęsły mi się ręce gdy klikałam przycisk "kup"! :D Marzenie to powstało właśnie rok temu, w poprzednie wakacje. Postanowiłam sobie, że w grudniu 2017 wyruszę do Tajlandii. I cóż - dokładnie tak będzie! Jak to zawsze powtarzam - JAK CHCĘ, TO MOGĘ! :)
I wszystko wydarzyło się w ciągu lekko ponad miesiąca. Intensywnie - czyli tak, jak lubię! :)
5 komentarze
Też bym tak chciała jak ty :) czekam na pełną relacje :)
OdpowiedzUsuńIntensywnie spędzone te miesiące. Tyle podróży,no nieźle. Od razu widać,że to jest to co lubisz. Zwłaszcza patrząc na plany grudniowe. Ale fajnie,że uda/ło Ci się spełnić marzenie. Dość duże chyba ;) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńAleż masz aktywne życie ! Super! :)
OdpowiedzUsuńOkolice Lublina to czasy mojego dzieciństwa. Cieszę się że tam Ci się podobalo :)
WOW! Tylko pozazdrościć! Moje wakacje minęły pod znakiem ogromnej nudy, a u Ciebie, aż tyle się działo :D
OdpowiedzUsuńmi urlop upłynął w górach:) ale te 2 tyg tak szybko minęły że nawet nie zauważyłam że już koniec... norwegia mi się bardzo marzy:) obserwuję z miłą chęcią i zapraszam serdecznie do siebie;)
OdpowiedzUsuń